Jak Sprawiłam, że Moje Dzieci Pokochały Ogrodnictwo w Domu
Wyobraź sobie mnie, młodą mamę, próbującą ogarnąć dom, pracę i dwójkę małych urwisów, którzy mają energię jak tornado. Moje dzieci uwielbiały bawić się w błocie – serio, każda kałuża to był dla nich magnes – ale nigdy nie pomyślałam, że mogę zamienić to w coś więcej. Aż pewnego dnia, patrząc, jak moja córka smaruje błotem moje nowe jeansy, wpadłam na pomysł: a co, jeśli zrobimy z tego ogrodnictwo? Znasz to uczucie, kiedy chcesz, żeby dzieci robiły coś fajnego, a nie tylko gapiły się w ekran? To byłam ja, marząca, by moje maluchy zakochały się w sadzeniu roślin. I wiesz co? Udało się, choć nie bez bałaganu, śmiechu i kilku wpadek.
Wszystko zaczęło się w zeszłą wiosnę, kiedy znalazłam w piwnicy stare doniczki i paczkę nasion, które kupiłam w przypływie ambicji, a potem zapomniałam. Pomyślałam: może to szansa, żeby dzieci miały frajdę i nauczyły się czegoś nowego. Nie chciałam ich zmuszać – znam swoje dzieci, jak im coś narzucę, to zaraz bunt. Postanowiłam, że dam im wybór i zrobię z tego przygodę. Poszliśmy do sklepu ogrodniczego, a ja pozwoliłam im wybrać, co chcą zasadzić. Moja córka złapała paczkę nasion słoneczników, bo „są takie duże i puchate”, a syn uparł się na nagietki, bo miały jaskrawe kolory. Patrzyłam na nich i myślałam: „Okej, to może być hit albo totalna klapa.”
Wróciliśmy do domu, a ja zamieniłam nasz mały balkon w ogrodniczy plac zabaw. Rozstawiłam doniczki, rozsypałam ziemię – no dobra, połowa wylądowała na podłodze – i dałam dzieciom wolną rękę. Byłam w szoku, jak bardzo ich to wciągnęło. Córka pakowała nasiona do ziemi, jakby to był skarb, a syn ugniatał grudki ziemi, jakby budował zamek. Oczywiście, wszystko było ubrudzone – oni, ja, nawet nasz kot miał ziemię na ogonie. Ale ten błysk w ich oczach? Bezcenny. Słyszałam, że ogrodnictwo uczy dzieci cierpliwości, i już wtedy widziałam, że to prawda.
Żeby podtrzymać ich zapał, wymyśliłam dziennik ogrodniczy. Dałam im zeszyt, kredki i powiedziałam, żeby rysowali, jak wyobrażają sobie swoje rośliny. Moja córka narysowała słonecznik większy od domu, a syn nagietki w tęczowych kolorach. Zapisywali, kiedy sadziliśmy nasiona, kiedy pojawiły się pierwsze kiełki – no, ja zapisywałam, bo ich pismo to jeszcze hieroglify. To był ich projekt, ich świat. Codziennie biegli sprawdzać, czy coś wyrosło, i piszczeli z radości, jak zobaczyli malutki zielony pęd. Czułam się jak mama roku.
![]() |
Śmiejemy się i sadzimy, brudząc wszystko wokół. |
Ważne było, żeby ogródek był tam, gdzie dzieci go widzą. Nasz balkon to ich baza – tam się bawią, tam biegają. Za każdym razem, jak przechodzili obok doniczek, zauważali coś nowego: „Mamo, ten listek jest większy!” albo „Dlaczego to jeszcze nie kwitnie?”. To trzymało ich ciekawość na wysokim poziomie. Raz syn tak się zapatrzył na swoje nagietki, że wpadł na krzesło – śmialiśmy się do łez. To pokazało mi, że ogród musi być w miejscu, gdzie dzieci naturalnie spędzają czas.
Błoto to była ich ulubiona część. Nie oszukujmy się, dzieci kochają brud. Pozwalałam im grzebać w ziemi, rozgniatać grudki, nawet jeśli połowa lądowała na ich ubraniach. Kupiłam im małe łopatki i grabki – takie w ich rozmiarze, żeby czuli się jak prawdziwi ogrodnicy. Córka traktowała swoją łopatkę jak miecz, a syn kopał dziury, jakby szukał skarbu. To nie było idealne przygotowanie gleby, ale chodziło o zabawę. Widziałam, jak są dumni, że „pomagają mamie”. Raz zrobili błotną zupę w doniczce – no cóż, sprzątanie było moje, ale ich radość? Tego nie da się podrobić.
Podlewanie to był kolejny hit. Kupiłam małą konewkę, taką, którą mogli sami trzymać. Pokazałam im, jak lać wodę blisko korzeni, a nie na liście – choć i tak połowa wody lądowała na balkonie. Córka śpiewała piosenki, podlewając, a syn robił fontanny, bo „to śmieszne”. Raz spróbowałam z wężem ogrodowym, ale to był błąd – za dużo wody, za dużo chaosu, i za małe rączki, żeby to ogarnąć. Konewka została naszym przyjacielem. Dzieci czuły się ważne, bo miały zadanie, a ja cieszyłam się, że rośliny przeżyły.
Dałam im poczucie, że to ich ogród. Zrobiliśmy tabliczki z ich imionami – no, ja pisałam, bo ich bazgroły nikt by nie odczytał – i wbiliśmy je przy doniczkach. Córka codziennie pokazywała „swój” słonecznik, a syn opowiadał, jak jego nagietki będą „najpiękniejsze na świecie”. Raz zrobiliśmy zdjęcia każdej roślinki, żeby widzieli, jak rosną. Patrzyli na te zdjęcia jak na album rodzinny. To sprawiło, że traktowali ogród jak swój skarb.
Nie wszystko szło gładko. Dzieci to dzieci – robiły bałagan, przewracały doniczki, czasem podlewały za dużo albo za mało. Raz syn wykopał nasiona, bo chciał „sprawdzić, co tam jest”. Zamiast się wściekać, pozwalałam im na błędy. To ich ogród, ich lekcje. Mówiłam: „Okej, zepsuliśmy, to posprzątamy i spróbujemy jeszcze raz.” I wiesz co? Oni to kochali. Czułam, że uczą się nie tylko o roślinach, ale o odpowiedzialności, w taki naturalny sposób. Gdzieś czytałam, że ogrodnictwo może zwiększyć pewność siebie u dzieci, i widziałam to na własne oczy.
Były momenty, kiedy myślałam, że to się nie uda. Pierwsze kiełki nie chciały rosnąć, a ja panikowałam, że dzieci stracą zapał. Ale one były cierpliwsze, niż się spodziewałam. Córka mówiła: „Mamo, one śpią, daj im czas.” I miała rację – po dwóch tygodniach pojawiły się pędy, a ich radość była jak eksplozja. To nauczyło mnie, że dzieci nie potrzebują perfekcji – potrzebują frajdy i poczucia, że coś zależy od nich.
Teraz, patrząc na nasz balkon pełen doniczek, czuję dumę. Słoneczniki mojej córki są wyższe ode mnie, a nagietki syna to feeria kolorów. Dzieci wciąż biegają sprawdzać swoje rośliny, brudzą się, śmieją. Ja nauczyłam się odpuszczać – bałagan to część zabawy. Nasz kot nadal unika balkonu, bo raz dostał grudką ziemi, ale my mamy frajdę. Ogrodnictwo to nie tylko rośliny – to czas razem, śmiech i lekcje, których nie da się nauczyć z książek.
Jeśli chcesz, żeby twoje dzieci pokochały ogrodnictwo, zacznij od małych rzeczy. Daj im wybrać rośliny, pozwól brudzić się w ziemi, kup małą konewkę. Niech to będzie ich ogród, ich chaos. Bądź cierpliwa – kiełki rosną powoli, ale radość dzieci? Ta rośnie jak na drożdżach. Jakie masz triki, żeby wciągnąć dzieci w ogrodnictwo? Daj znać w komentarzu – jestem ciekawa!
Tags
Gardening